Zbierałam się do napisania tego artykułu i zbierałam… Zwlekałam z tym od…sierpnia! Aż trudno w to uwierzyć, ale mamy pieska już ponad 4 miesiące!
Lucy – nasza ukochana towarzyszka to Griffon bleu de gascogne (przynajmniej w 85%;-)). Znalazłam ją przez przypadek – nie przypadek. Od wielu miesięcy śledziłam grupy na Facebook’u – Adopt a Griffon, Adopt a Griffon UK oraz Adopt a Griffon NL/B. Wszystko zaczęło się od mojej platonicznej miłości do rasy Petit Basset Griffon Vendeen. Zakochałam się w tych krótkich łapkach, kudłatych pyszczkach, ale przede wszystkim w charakterze tych stworzeń.
Potem poszło już z górki – eksplorowaliśmy z moim chłopakiem wszystkie francuskie i hiszpańskie griffony – tych innych było również więcej do adopcji. Tak więc z wypiekami na twarzy śledziłam nowe zwierzaczki pojawiające się w ogłoszeniach do adopcji. Praktycznie wszystkie były znajdywane w Hiszpanii, która niestety ma największy odsetek bezdomnych psów w Europie.
Za każdym razem, gdy pojawiał się piesek, który wpadł mi w oko, pokazywałam zdjęcia Jeroenowi i toczyliśmy dyskusje. Wiedzieliśmy już, że charakter griffonów powinien nam odpowiadać, ale chodziło też po prostu o wygląd – być może to puste, ale chyba każdy chce mieć pupila, który będzie w jego oczach śliczny.
Byliśmy również zdeterminowani na adopcję – po co kupować psa, skoro można dać kochający dom stworzeniu, które go nie ma, a w pełni na to zasługuje. W naszych głowach pojawił się również pomysł połączenia przyjemnego z pożytecznym. Zdecydowaliśmy, że jeśli nasz przyszły pies będzie w Hiszpanii, to pojedziemy tam na wakacje i osobiście przetransportujemy zwierzaka do Holandii.
Pierwsze zdjęcie Lucy:
Kiedy zobaczyłam Lucy błądzącą gdzieś przy szosie na jednym, jedynym zdjęciu, jakie udało się jej zrobić – po komplementach mojego partnera – od razu rzuciłam się do telefonu by skontaktować się z organizacją ratującą. Asociación Cadeliños zareagowało błyskawicznie i udzieliło mi podstawowych informacji. Właściwie to nie byłam zdecydowana na 100%, a oni już wiedzieli, że to będzie moja psinka. Poprosili mnie, abym nadała suczce imię. Lucy zwana również Lucynką chodziła mi po głowie już od jakiegoś czasu. Później dopiero odkryłam, że imię to oznacza jasność – to by się zgadzało! Lucy jest naszym promyczkiem :).
Lucy w podróży do domu, po drodze w Belgii:
Historia Lucy nie jest nam znana. Lusia została znaleziona jako bezdomna mama szczeniąt, a jej odkrywca skontaktował się z organizacją. Gdy wolontariuszki wybrały się na ratunek, szczeniąt już nie było. Mamy nadzieję, że ktoś się nimi zaopiekował. Lucy jednak pozostawił samej sobie. Weterynarz ocenił Lucy na ok. 5-6 lat. Nie ma to dla nas znaczenia – nie szukaliśmy szczeniaka, bo szczenięta zawsze łatwiej znajdą właściciela. Pozostawało więc załatwienie wszelkich formalności – szczepienie przeciw wściekliźnie, paszport, sterylizacja itp. Wszystko musiało być załatwione w odpowiednich ramach czasowych, aby Lucysia mogła legalnie podróżować i dotrzeć do swojego nowego domu do Holandii.
Pod koniec sierpnia wybraliśmy się na nasze wakacje, aby w ostatnich dniach odwiedzić piękną Pontevedrę i poznać naszą „córeczkę”:D. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Lucy to najbardziej grzeczny, kochany i słodki piesek na tej ziemi! Prawdę powiedziawszy spodziewaliśmy się najgorszego – siusiania w domu, trudnego charakteru, traumy, nieposłuszeństwa – w końcu to mama po przejściach! Adopcja Lucy pozytywnie nas zaskoczyła. Sunia szybko się adaptuje do nowych warunków, jest bardzo oddana, kocha ludzi i inne zwierzęta. Nie ma w niej ani krzty agresji. Kocham ją całym moim sercem! Wniosek: adoptujcie, nie kupujcie! To dobry uczynek i wspaniała inwestycja w przyjaźń.
Emma
Uwielbiam takie wzruszające posty z pięknym zakończeniem. My naszą drugą sierotkę też zaadoptowaliśmy ‚ze zdjęcia’, ale wyglądała na nim jak istna tragedia, zarośnięta, skotłtuniona, no koszmar po prostu i wiedzieliśmy, że musimy ją wziąć do domu. Traumy nadal są niestety, choć minęły już 4 lata. Pozdrawiamy Was ciepło razem z Molly i MeiMei :)
Magdalena
Nasza noc w noc płacze przez sen i to jedyne co mogę skojarzyć z traumą. Poza tym jest oazą spokoju (poza silnym instynktem myśliwskim,który jest naturalny u griffonow).
Również pozdrawiamy cieplutko z Lucysią:)
MariannaInAfrica
Śliczna psinka! Ja adoptowałam kota, też wygląda całkiem rasowo, ale nic o jego historii nie wiem ;)
Magdalena
Ojej,ja w ogóle się nie znam na rasach kotków,musze się przyznać!:) ale świetnie,ze kolejny zwierzaczek znalazł swój dom:) pozdrawiamy z Lucynką
Obieżyświatka
Cudna jest!
O.
PS. Magdo, myślałaś o wstawianiu większych zdjęć? Albo żeby się otwierały w innym oknie?
Magdalena
Prawdę mówiąc nie myślałam o tym. Jeśli chodzi o wielkość to mam limity, więc to naturalne dla mnie zmniejszać zdjęcia. A otwieranie zdjęć w innym oknie – to mogę prosić o rozwinięcie tej sugestii? :)
Będę wdzięczna:) Ach, i Lucy oczywiście dziękuje za komplement :)
Monika
Moj kot i pies, które mam obecnie to znajdki z ulicy. Kot wygladał jak siedem nieszcześć- bez ogona i bez nogi, ale jest najukochanszy na świecie
Magdalena
Wspaniale,że znajdki znalazły serce i dom. Każde zwierzę zasługuje na miłość. Dziękuję,że są takie osoby jak ty Monika:)