Pisałam już zarówno o pozytywnych cechach Holendrów, czego moglibyśmy się od nich nauczyć, jak i krytykowałam holenderską kuchnię oraz wspominałam o rzeczach, które mnie zaskakują (kalendarz w WC mimo wszystko jest na szczycie listy!). Tym razem chciałabym poruszyć temat oszczędności, gdyż mam wrażenie, że jest to jedna z naczelnych cech holenderskiego społeczeństwa.
Nie zrozumcie mnie źle, Holendrzy na wielu rzeczach nie oszczędzają, to bogaty kraj, wystarczy tylko rozejrzeć się wokół, jak często robione są remonty, przebudowy, a także jakie gadżety i marki są na porządku dziennym. Mimo tych wyraźnych oznak „zachodniego świata”, Holendrzy to według mnie bardzo oszczędny (żeby nie powiedzieć skąpy) naród.
Moją rolą nie jest tutaj osądzanie, ale na pewno rzuca się to w oczy. Darmowe rzeczy, odgrzewanie starej kawy w mikrofalówce, kupowanie czegoś w okazyjnej cenie i sprzedawanie jej za wyższą stawkę – to chleb powszedni w Holandii. Ludzie są tu bardzo „kreatywni”. Żyjąc w Polsce zawsze wydawało mi się, że ta „kreatywność” to domena właśnie Polaków… Holendrzy są uczciwi, nie kombinują tak jak Polacy z zamiarem wykorzystania drugiej osoby, ale jeżeli chodzi o pieniądze, to mają swoje własne sposoby na oszczędność.
Jednym z głównych sposobów jest robienie wszystkiego samodzielnie. Holendrzy nie lubią się wyręczać i płacić specjalistom. Zdecydowanie wolą sami przebudować ogródek, uszczelnić dach czy naprawić bojler. Jeżeli nie widać różnicy, to po co przepłacać?
Polowanie na okazje i wszędobylskie second-handy i komisy to także popularna rzecz. Zarówno te działające charytatywnie, jak i te nastawione na profity – wybierając się przykładowo do Mijn Tafel czy Mamamini na pewno natkniemy się na wiele osób kupujących zarówno porcelanową zastawę, materac, obuwie, kosmetyki, elektronikę, majtki czy też książki lub stare winyle.
Kolejny dobry przykład to śluby i święta. W przeciwieństwie do Polaków Holendrzy nie wykładają oszczędności swojego życia na wystawne wesele i nie biorą pożyczki podczas szału świątecznego. Wiele rodzin w ogóle nie kultywuje tradycji dawania sobie prezentów podczas świąt. Zamiast tego każdy dostaje jakiś drobiazg na Sinterklaas 5 grudnia, jednakże jedna osoba obdarowuje jedną osobę, więc oszczędność zostaje zachowana :D
Imprezy raczej nie oferują wykwintnych posiłków i napojów, bardzo często są one rozdzielone pomiędzy najbliższą rodzinę, a tę dalszą i przyjaciół, żeby ugościć ludzi według ich „ważności” i nie przepłacić za „obowiązkowych” gości.
Rowery, na których ludzie się poruszają to bardzo często sypiące się rupiecie, a samochody są małe, bo ludzie zmuszeni są do płacenia kosmicznych podatków.
Z jednej strony Holandia to bogaty kraj – nie ma tu aż takich kontrastów społecznych, ludzie mniej kradną, bo i o wszystko jest trochę łatwiej. Z pewnością standard życia jest wysoki, a ludzie się nie przepracowują. Z drugiej zaś Holendrzy mają gdzieś głęboko w podświadomości zakorzenione, że pieniądze trzeba oszczędzać. Widać to wyraźnie w restauracjach, gdzie dobrze sytuowani ludzie zabierają do domu darmowy cukier i inne dodatki, które są w stanie wynieść, a sprzedaż koca z Ikei o 2 euro więcej niż się go kupiło przyprawia o dumę.
cytrynowe drzewo
Przyznam, że o tym nie słyszałam, a to interesujące. Skoro zabierają cukier z restauracji to pewnie mini mydełka z hoteli też :D
Magdalena
Nie wiem tego na pewno,ale pewnie tak!:) Jeśli na ulicy będzie gdzieś zarzucone hasło,ze cos jest gratis, to wszystko rozejrzeć się jak świeże bułeczki;)