W lutym stukną mi 3 lata odkąd mieszkam w Holandii, a to szmat czasu żeby zweryfikować pierwsze wrażenia i nabrać nowych. Dawno już nie pisałam o rzeczach, które mogłyby mnie zaskakiwać, bo wsiąkłam już w życie w stylu holenderskim.
Z perspektywy czasu strome schody czy uzależnienie od roweru nie są mi już tak obce (przeczytaj mój pierwszy post w tym temacie klik). W ubiegłym tygodniu jednak, dyskusja Polek mieszkających w różnych krajach pobudziła moją wyobraźnię i uświadomiłam sobie, że jednak parę jeszcze rzeczy się znajdzie ;-)
1. Czapki z głów!
Holendrzy nigdy nie noszą nakryć głowy, nawet gdy rzęsisty deszcz leje się z nieba, wiatr chce odmrozić nam uszy, a włosy odmawiają posłuszeństwa. Nie byłoby to aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że dzieci – w tym te najmłodsze – również nie noszą czapeczek. Po dziś dzień widząc te różowe od zimna bobasy nie mogę się nadziwić! W Holandii hartuje się dzieci, a nie chucha i dmucha na nie tak jak w Polsce.
2. Dłubanie w nosie.
Nie będę się nad tym punktem rozwodzić, ale ogólnie rzecz biorąc publiczne dłubanie w nosie jest tu tolerowane. Coś obrzydliwego, zwłaszcza gdy komuś się zbierze na tę czynność przy stole.
3. Brak szatni w knajpach.
Irytuje mnie to do dziś. Być może moje doświadczenie jest ograniczone – mieszkam w mieście studenckim, jednakże śmiało mogę powiedzieć, że Holendrom najwyraźniej nie przeszkadza paradowanie po mieście w środku zimy bez okrycia. Kurtki i płaszcze zostawia się tutaj w szatni miejskiej, aby nie być zmuszonym do rzucenia ich w kąt w klubie (a następnie zguby).
4. Zalewanie wszystkiego sosami.
Owszem, pisałam o tym tutaj. I mogę śmiało stwierdzić, że jeden z pierwszych moich wpisów na temat Holandii był trafiony w sedno!
5. Leczenie wszystkich chorób świata paracetamolem.
Tutaj na każdą dolegliwość proponują ten środek przeciwbólowy. Grypa, ból nogi, zapalenie oskrzeli, migrena – paracetamol dobry na wszystko! Próba rozsądnej dyskusji, poszukiwania przyczyny, chęć zbadania problemu nie spotykają się tutaj ze zrozumieniem ani aprobatą. Każde szczegółowe badania trzeba wymusić, a leki najlepiej samemu zasugerować. Generalnie samo-diagnoza jest wskazana.
6. Brak zeszytów w kratkę.
To taki szczegół, ale ja osobiście wolę pisać w kratkę. Holandia niestety zmusiła mnie do porzucenia moich preferencji, bo wszystkie notesy są tutaj w linię. Gdy zapytałam o poradę mojego lubego, zaśmiał się i skomentował sprawę: „Przecież ty nie lubisz matematyki!”. Dowiedziałam się, że kratka jest zarezerwowana jedynie do zaawansowanych wyliczeń i że przecież wszystko inne pisze się w liniach.
I ostatnie… jeszcze do wczoraj nie wiedziałam, że to coś „narodowego”… Poszewka na kołdrę dłuższa od kołdry. Celem tego zabiegu jest podwinięcie tej poszwy pod materac, aby następnie czuć się jak w kokonie. Przez ostatnie 3 lata żyłam w przeświadczeniu, że to po prostu „bzik” mojego partnera. Znajoma uświadomiła mnie jednak, że to rzecz typowa w Holandii. Jak widać człowiek uczy się całe życie.
Anita
jestem 10 lat w Holandii, ze wszystkim co napisałaś mogę się zgodzić, oprócz czapek bo jak widać czasy się zmieniły i coraz więcej holendrów nosi czapki;
a jak trafisz na dobrego lekarza to nie dostaniesz paracetamolu, warto wybierać przychodnie prywatne, ale oczywiście pokrywające koszty z ubezpieczenia;
zeszyty w kratkę są, ale szeroką
ja jeszcze mogę dodać brak ogrzewania w mieszkaniach
skromną gościnność, a o weselach czy pogrzebach to nie wspomnę- szkoda słów
Magdalena
Może te czapki to kwestia regionu? U mnie nawet malutkie dzieciaczki śmigają bez czapeczek, a jak ktoś w czapce, to obcokrajowiec :)
Z brakiem ogrzewania się nie spotkałam – no może z jego brakiem w łazience.
Pozdrawiam serdecznie!
cytrynowe drzewo
Ciekawe to wszystko co opisujesz, a na pomysł z kołdrą na pewno bym sama nie wpadła :P
Magdalena
Ja tego pomysłu tak naprawdę wcale nie lubię,a męczę się już tak parę lat:p