Piękny Izrael i jego mieszkańcy cz. I

wpis w: Izrael, Podróżniczka | 12

Izrael… Mnóstwo ludzi się tam ostatnio wybiera, a to za sprawą tanich biletów lotniczych zarówno z Polski, jak i Niemiec czy Holandii. Mimo, iż kraj ma bardzo skomplikowaną historię i nie zgadzam się z działaniami i polityką jego rządu, jest to państwo, które bardzo mnie interesowało pod względem podróżniczym i moja intuicja mnie nie zawiodła! Izrael okazał się być niesamowicie różnorody i przepiękny, a jego mieszkańcy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli. Myślę, że mogę się pod tym względem wypowiedzieć nawet szerzej, bo podczas siedmiodniowego wyjazdu, byłam w hotelu jedynie jedną noc. Pozostałe 6 noclegów spędziłam u prywatnych osób w ich domach. Jak to wszystko się stało i jakie wrażenie wywarł na mnie Izrael i jego mieszkańcy? Zapraszam Was do pierwszej części małego podsumowania z lutowego wypadu. 

Pierwsze wrażenia były zdecydowanie pozytywne – piękne widoki z autobusu wiozącego nas z Ovdy do Eilatu, w którym mieliśmy zostać kilka dni. Temperatura wynosiła około 29 stopni Celsjusza, podczas gdy w Holandii było na minusie. Żyć nie umierać!

Początki okazały się jednak trudne! Niestety musieliśmy odwołać naszą rezerwację samochodu w ostatniej chwili, więc trzeba było znaleźć biuro firmy, która by nam wypożyczyło inne auto. W piątek od godziny 13.00, ze względu na tutejszy szabat praktycznie wszelkie sklepy czy punkty usługowe są zamknięte do soboty włącznie. Dodatkowo nigdzie nie udawało nam się wypłacić gotówki z bankomatu z żadnej z naszych kart, więc byliśmy dość zestresowani. Na szczęście udało nam się znaleźć jedną otwartą agencję i wynajęliśmy samochód na weekend. Ufff, chociaż tyle. Potem było już tylko błądzenie po Eilacie i kontakt z naszym hostem – jak do niego dotrzeć, gdzie jest i kiedy możemy się spotkać i zostawić nasz bagaż.

Eilat to zdecydowanie turystyczne miasto, więc nie do końca nasze klimaty, ale otoczenie Eilatu to już inna bajka. Nasz host, Adi, okazał się z kolei fantastycznym gościem. Spędziliśmy z nim naprawdę wspaniały czas – głównie na rozmowach o życiu, podróżach i nurkowaniu. O nurkowaniu dlatego, że Adi pracuje w centrum nurkowania w Eilacie. Oczywiście przekonał nas do tego, aby spróbować. Niesamowita sprawa! Eilat leży nad Morzem Czerwonym i nurkowanie tam to prawdziwa atrakcja, ponieważ można pływać i obserwować rafę koralową i całe jej królestwo. Piękna przygoda, na pewno godna kontynuacji!

Wieczorem, kiedy po całym dniu na jednej kanapce umieraliśmy już z głodu, udaliśmy się do baro-restauracji na plaży, tuż obok rafy delfinów. Byliśmy wykończeni, gdyż ze względu na podróż zarwaliśmy całą noc i jedynym odpoczynkiem były godziny spędzone na pokładzie samolotu. Bardzo, ale to bardzo chcieliśmy coś zjeść, ale nasze karty płatnicze dalej odmawiały posłuszeństwa. Młoda dziewczyna za barem zaoferowała nam jedzenie za darmo (!), ale na szczęście udało nam się zapłacić kartą, więc nie musieliśmy w desperacji przyjmować jej oferty. Restauracja była niesamowicie klimatyczna, jedzenie przepyszne, a na dodatek widzieliśmy siedząc na tarasie pływające delfiny, które wydawały z siebie urocze odgłosy. Niestety byliśmy tam po zmroku i nie zrobiłam żadnych zdjęć.

Co obok nurkowania najbardziej urzekło mnie w okolicach Eilatu, to po prostu przyroda! Drugiego dnia wybraliśmy się do spektakularnego parku narodowego, a mianowicie do Timna Park. Już po drodze do samego parku oczy wychodziły mi z orbit ;-) Sami zobaczcie, malownicze pustynie, gaje palmowe, a w tle cudne góry położone w sąsiedniej Jordanii.

Timna Park oczarował nas dogłębnie. Zostawiliśmy tam swoje serca i już na zawsze będziemy zakochani  w pustyni. Z przyjemnością pokażę Wam w przyszłości więcej zdjęć tego niewiarygodnie pięknego miejsca.

Opuszczając Timnę, zgarnęliśmy po drodze pewne hinduskie małżeństwo. Czuliśmy się zobowiązani nie zostawiać ludzi na pastwę losu na mrocznej pustyni. Owa para okazała się jechać w przeciwnym do Eilatu kierunku, ale postanowiliśmy ich tak czy siak podwieźć. Z wdzięczności dostaliśmy zaproszenie na herbatę i przekąski, z czego też skorzystaliśmy. Małżeństwo mieszkało w tzw. Kibbutz, czyli w komunie osób pracujących w agrokulturze, natomiast co było w tym specyficznego, to to, że ten kibbutz był komuną tylko i wyłącznie dla osób z Indii. Kto by pomyślał, że gdzieś na skraju pustyni w Izraelu, znajdziemy się nagle w ośrodku z emigrantami z Indii.

Na zdjęciu mam założone kolczyki z Indii, które dostałam od tej wspaniałej pary w prezencie!

Następnego dnia przyszedł czas na plażę, poszukiwanie delfinów (bezskuteczne) i późniejsze nurkowanie. Z rana na publicznej plaży poznaliśmy szalonego Izraelczyka z Jerozolimy, który pożyczył nam maskę do nurkowania. Umówiliśmy się z nim na wieczór, żeby mu ją oddać, a po brodzeniu wśród meduz, zdecydowaliśmy się udać na śniadanie, a następnie do Adiego, aby zamówić nasze nurkowanie. Niestety nasz host nie mógł być naszym instruktorem, ale udzielił nam najpiew 20-minutowej lekcji teoretycznej, a następnie wysłał do innej instruktorki, z którą to już udaliśmy się pod wodę. Dziewczyna okazała się być idealną instruktorką dla mnie – przestraszonej faktem innego oddychania pod powierzchnią wody. Jej cierpliwość, wyrozumiałość i entuzjazm zmiękczyłyby niejednego boidudka ;-) A poniżej my przed nurkowaniem. Ja poszłam na pierwszy ogień ;-)

Wczesnym wieczorem wraz z Adim i jego przepiękną dziewczyną Noam, pojechaliśmy w góry, żeby to stamtąd podziwiać zachodzące słońce i widok na wybrzeże, szczyty górskie i część Egiptu. Było wybornie.

Tak jak sobie myślę, to niesamowite, że obcy człowiek przyjął nas pod swój dach, spał na podłodze (! nie dało się go przekonać, żeby spał na łóżku), żebyśmy to my mieli zapewnioną wygodę i zaufał nam w 100%, a także po prostu zaoferował nam swój czas. Myślę, że jeszcze długo będzie mnie to zaskakiwać i czuję się wdzięczna za to, że miałam okazję taką osobę poznać. Adi i Noam mają u nas oczywiście także otwarte drzwi :)

Kolejnego dnia wybraliśmy się na północ Izraela. Nasza instruktorka nurkowania rozmawiając z nami zauważyła, że nie jesteśmy „typowymi” turystami i zaoferowała nam nocleg u swojej przyjaciółki, w jej rodzinnej wiosce. Była to dla nas idealna opcja, bo ustawione noclegi mieliśmy dopiero od wieczora dnia następnego. Stwierdziliśmy więc, że jedziemy, bo i tak udawaliśmy się bardziej na północ. Po drodze podziwialiśmy nieustannie zmieniające się tereny pustynne i wielki krater obok Mitzpe Ramon.

A potem dojechaliśmy na miejsce… które następnego dnia wyglądało tak:

Ciąg dalszy nastąpi :)

A czy Wy zamierzacie wybrać się do Izraela? A może już tam byliście? Znacie jej mieszkańców? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach! A ja już wkrótce zabiorę Was w dalszą podróż „moimi oczami” po tym urokliwym, arcyciekawym kraju!

12 Responses

  1. Weronika Leszczyńska

    Niesamowite zdjęcie, super przygody. Myślałam nad tym kierunkiem na majówkę, ale wybrałam bliższy kierunek. Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzę Izrael :)

    • Magdalena

      A jaki kierunek na majówkę wybrałaś Weronika? :)
      Izrael naprawdę warto odwiedzić! Tanich lotów coraz więcej, ale trzeba się przygotować na spore koszty na miejscu. Albo tak jak my korzystać z dobroci ludzi :)

    • Magdalena

      Cześć Aniu! Udało mi się spotkać nawet więcej takich serdecznych osób! W kolejnej części poruszę ten temat ponownie. Dobrzy ludzie istnieją :)

  2. Paulina

    Chętnie zobaczyłabym więcej zdjęć z Parku Timna! I koniecznie zbliżenie tych kolczyków od tej pary ;-)) miły gest!
    Izrael od dawna na mojej liście marzeń, ale na razie mogę zapomnieć z irańską wizą w paszporcie ;-))

    • Magdalena

      Paulina – robi się! Będzie osobny wpis ze zdjęciami z Timny :) A i kolczyki gdzieś wyeksponuję… ;-)

Zostaw Komentarz do Magdalena Anuluj pisanie odpowiedzi