Izrael… Kraj kontrastów, konfliktów, ale też przecudnej przyrody i wspaniałych ludzi! W pierwszej części przybliżyłam Wam już parę dni mojego pobytu w tym różnorodnym pod każdym względem kraju. Dzisiaj chciałabym kontynuować tę opowieść i pokazać Wam trochę więcej Izraela.
Po dotarciu na północ byłam trochę rozczarowana. Całą noc lało, a poranek nie zapowiadał się wcale lepiej… Miejsce było prześliczne, ale nie po to człowiek wyjeżdża z Holandii, żeby spędzać czas w strugach w deszczu. Mój nastrój był dość wisielczy, choć warunki i cała sytuacja były naprawdę super. Miasteczko Karmiel, bo o nim mowa, okazało się być iście urocze. Przyjaciółka instruktorki nurkowania, mieszka na ekologicznej farmie wraz z rodzicami, adoptowanym bratem, dwoma psami i wolontariuszami z różnych zakątków świata, którzy pomagają przy produkcji miodu i innych obowiązkach gospodarstwa. Przygotowano nam nocleg w mongolskim namiocie, także znowu niespodzianka! Po odwiedzinach hinduskiej komuny, przyszedł czas na spanie po mongolsku. A to wszystko przecież w Izraelu…
Rano udaliśmy się na wspólne śniadanie z resztą mieszkańców farmy, ale czas nas gonił i postanowiliśmy opuścić Karmiel. Pogoda na szczęście zaczęła się poprawiać.
Zjechaliśmy na dół ze szczytów gór i udaliśmy się nad Jezioro Galilejskie i do miejscowości Tiberias, które po niesamowitych wrażeniach na południu kraju, nie urzekły nas. Oczywiście, były to naprawdę ładne widoki, ale po Timna Parku i spektakularnych widokach pustynnych, człowiek czuł lekki niedosyt w tym regionie.
Jezioro Galilejskie:
I już w drodze do kolejnego punktu…
Północ Izraela jest zdecydowanie bardziej zielona i śródziemnomorska. To zaskakujące, że tak mały powierzchniowo kraj, ma tak wiele stref klimatycznych, a co za tym idzie, różnorodną przyrodę. A będąc już przy Morzu Śródziemnym, nasz kolejny nocleg był właśnie w tej części Izraela. Najpierw pojechaliśmy jednak do wspaniałego Akko!
Spędziliśmy tam parę godzin i żegnając miasto w promieniach zachodzącego słońca, udaliśmy się do Zikhron Ya’akov, gdzie czekał na nas nasz nowy host – Mohammed. Mo mieszka w starym hotelu, który został przerobiony na budynek z mieszkaniami, co było kolejnym ciekawym dla nas miejscem. Wieczór udał nam się wybornie – nasz host okazał się być niezwykle zabawnym , gościnnym podróżnikiem, więc było pyszne jedzenie, żarty, dyskusje i ogółem czas upłynął nam bardzo miło. Byliśmy jednak mocno zaskoczeni, kiedy Mo wyszedł z domu, mówiąc, że nocuje u rodziny, a my mamy się cieszyć mieszkaniem sami.
Następnego dnia mogliśmy dopiero tak naprawdę zobaczyć, jak wygląda miasteczko, w której było nam dane nocować:
Nie mieliśmy jednak czasu, bo jechaliśmy do Jerozolimy…
Wpisów o Jerozolimie w Internecie jest naprawdę sporo, ale z pewnością stworzę na nią osobny wpis, bo przecież chodzi tutaj o moje wrażenia. Na tę chwilę mogę jedynie napisać, że miasto to, w przeciągu kilku godzin, zdołało wywołać we mnie bardzo skrajne uczucia.
Następnego dnia pojechaliśmy nad Morze Martwe. Postanowiliśmy jechać tam przez Palestynę. Terytoria Palestyny były zdominowane przez agrokulturę, ale dało się tam też dostrzec dość biedne tereny.
Doświadczenia związane z Morzem Martwym były… zabawne :D
Udało nam się znaleźć naturalne gorące źródła na plaży, co było niesamowitym łutem szczęścia. Większość turystów wybiera się do Ein Gedi albo innych parków narodowych przerobionych na spa, ale my chcieliśmy uniknąć komercji. Przez przypadek, śledząc lokalsów, udało nam się znaleźć plażę z gorącymi źródłami, a jedynym dyskomfortem było… znalezienie się pomiędzy nagimi mężczyźnami zażywającymi kąpieli w owych źródełkach. No ale co tam, nie takie rzeczy się widziało :D
Pływanie w samym morzu było dla nas nie lada atrakcją. To prawda, że woda jest tak słona, że wypycha na powierzchnię! Bez żadnego wysiłku można leżeć, a nawet siedzieć na jej powierzchni. Czułam się jak dziecko i poleciłabym kąpiel w Morzu Martwym nawet osobom, które nie potrafią pływać!
Po paru godzinach trzeba było opuścić jednak plażę i jechać z powrotem na południe…
Powrót z plaży nad Morzem Martwym o zachodzie słońca:
A następny dzień, to już tylko pożegnanie z Eilatem i jego okolicami… Oto zdjęcie z drogi autobusem do lotniska w Ovdzie:
Cudo, prawda?
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Musieliśmy opuścić Izrael i wrócić do Holandii. Tym razem jednak bogatsi nie tylko o widoki zapierające dech w piersiach, ale też w nowe znajomości ze wspaniałymi ludźmi!
No to fru!
A czy Wy byliście w Izraelu? Co myślicie o tutejszej kulturze, ludziach, przyrodzie, miastach? O którym miejscu chcielibyście więcej przeczytać, albo z skąd chcielibyście zobaczyć więcej zdjęć na blogu?
Joanna
Byłam w Izraelu 11 lat temu i dowiedziałam się niedawno, że sporo się zmieniło nad Morzem Martwym od tego czasu. Morze podobno wysycha, zamknięto sporo plaż, w tym tę w Ein Gedi. Bardzo bym chciała pokazać Izrael i Palestynę moim dzieciom, kiedy podrosną. Liczę na to, że wciąż będzie tam w miarę spokojnie dla turystów…
Magdalena
Trzymam kciuki, żeby się udało :)
hegemon
Mnie Morze Martwe i pustynie chyba najbardziej się spodobały. Chociaż widząc w jakim tempie Morze Martwe wysycha, nie wiem czy jeszcze kiedyś tam pojadę, bo to bardzo smutny widok. Jezioro Galilejskie też mnie nie urzekło. Natomiast w planach mam (jak się uda) pojechać na bagna Hula oraz na Wzgórza Golan
Magdalena
Tam mnie w sumie jeszcze nie było :)
Monika
Ja nietety w Izraelu jeszcze nie byłam, ale musze się w końcu wybrać, tym bardziej, że z Wrocławia jest bezpośrednie połączenie!:) Bardzo bym chciała poznać to uczucie, że będąć w Morzu Martwym dosłownie wypycha nas na powierzchnie!:) Piękne zdjęcia!
Magdalena
W takim razie to świetna okazja, żeby się tam wybrać! Ja nie miałam bezpośrednich lotów :D Unoszenie się w Morzu Martwym to z pewnością doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Dziękuję i pozdrawiam!
Mrotschny
Ten nocleg w mongolskim namiocie, to musiała być świetna sprawa! Jak wrażenia? Bo nic na ten temat nie napisałaś ;-)
Tel Awiw i Jerozolima są u nas w planach choć na razie bliżej nieokreślonych. Będę zaglądał tu. Pozdrawiam :-)
Magdalena
Tak, bardzo ciekawa rzecz taki nocleg :) Ale uczucie podobne, jak w domku letniskowym ;-) Zapraszam do odwiedzin w takim razie i ślę pozdrowienia zwrotne z Holandii!