Polskie nawyki z perspektywy emigrantki

wpis w: Emigrantka, Holandia, Inne | 2

Emigracja zmienia. Zmienia naszą tożsamość, pewne wyuczone reakcje i zachowania. Uczy przetrwania i większego zrozumienia. Nie ma chyba ani jednej osoby, która by nie wyjechała ze swojego kraju i nie zweryfikowała poszczególnych swoich poglądów.

Na moim blogu regularnie piszę o pewnych standardach i zjawiskach społecznych w Holandii. To jedna strona medalu. Druga to fakt, iż dopiero wyjeżdżając i zostawiając polskie środowisko jestem w stanie dostrzec pewne rzeczy, które w momencie, gdy były na wyciągnięcie ręki nie były dla mnie tak wyostrzone. Czasami trzeba nabrać dystansu, żeby zauważyć to, co jest najbliżej.

Holandia generalnie wbrew pozorom wcale nie rozpieszcza. To nie jest tak, że człowiek przyjeżdża i ma wszystko podane na tacy. Sami Holendrzy nie cackają się również z samymi sobą, są raczej zahartowanym narodem (dosłownie i w przenośni). Nie jestem w stanie powiedzieć, czy chciałabym zostać w Holandii na stałe. Wiele rzeczy mi się tutaj podoba, ale również jak już pisałam w przeszłości pewne cechy Holendrów i krainy geograficznej nie wpisują się w schemat mojego Eldorado;-)

Wiem natomiast na pewno, że po dłuższej rozłące, pomimo szczerej tęsknoty za Polską nie byłoby dla mnie łatwe wrócić. Zobaczymy, może jeszcze zmienię zdanie wielokrotnie, kto wie… Co zaobserwowałam polskiego, co nie podoba mi się, a nie jest tak powszechne w Holandii? Czyli w pewnym sensie – czego nauczyła mnie Holandia?

Narzekanie – Polacy są mistrzami w tej dziedzinie. Holendrzy mają opinię narzekaczy, ale najwyraźniej nie mieli zbyt wiele styczności z Polakami. Wiem, co mówię, sama żyjąc w Polsce narzekałam na wszystkich i wszystko. Mieszkając zagranicą, otaczając się ludźmi innych narodowości stało się to dla mnie jeszcze bardziej jasne. Po jakie licho marudzić? No dobrze, jeżeli nasze zdrowie protestuje, to jestem to w stanie zrozumieć. Ale pogoda? Parkowanie? Autobus? Nie mamy na takie rzeczy wpływu. Ba! Sam ton i sposób, w jaki coś mówimy jest istotny – ta sama informacja, przykładowo „jestem zmęczona” może być wypowiedziana w bardzo neutralny sposób, a może też zabrzmieć tak, jakbyśmy cierpieli katusze. Mam wrażenie, że zdecydowana większość Polaków cierpi katusze przy najnaturalniejszych potrzebach i najbardziej prozaicznych sytuacjach. Sama nad sobą pracuję i staram się nie brzmieć jak maruda, nawet jeżeli czuję wewnętrzną potrzebę wylania swoich żali;p

Zaniżanie/zawyżanie swoich możliwości – Może to subiektywne, ale wydaje mi się, że wielu z nas nie potrafi realnie ocenić swoich możliwości i talentów. Tak jak w polityce i tutaj Polska jawi się jako czarno-biała. Albo jedno, albo drugie. Nie umiemy przyjmować komplementów, albo je wymuszamy. Nie wierzymy w siebie, albo wydaje nam się, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy. Nie do końca rozumiem, jaka jest tego przyczyna, ale być może fakt, iż opinie wokół nas są bardzo skrajne powoduje to ekstremalne postrzeganie rzeczywistości. Jeżeli nie ma środka, to coś trzeba wybrać?

Stres – Na moje oko to jeszcze spadek po czasach PRL-u i stania w kolejkach, żeby następnie wrócić do domu z pustymi rękami. Polacy (i wcale nie wykluczam siebie) są bardzo zestresowanymi ludźmi. Na lotnisku ludzie nerwowo stoją w kolejce, mimo, że jest jeszcze zapas czasu tak, jakby bali się, że nie uda im się wsiąść do samolotu. W stolicy panuje niesamowity, niezdrowy, bezrefleksyjny pośpiech. Ludzie boją się konfrontacji z przełożonymi w pracy. Nie wspomnę już o tym, jakim stresem dla wielu osób jest załatwianie zwykłych fizjologicznych potrzeb. Czy musimy tak brać wszystko do siebie? Czy musimy skupiać się na negatywach i potem o nich opowiadać, żeby sobie ponarzekać?;p

Przeklinanie – Odnoszę wrażenie, że Polacy bluźnią więcej niż Holendrzy. I nie uważam tego za powód do dumy. Czego by nie mówić o Holendrach – nie są tak wulgarni jak wielu Polaków… Ja prawie kompletnie oduczyłam się przeklinać (poza sporadycznym „wtf?!”, „shit” czy „dammit!”). Ostatni przyjazd do Polski uzmysłowił mi, jak bardzo ludzie nadużywają przekleństw. Ponieważ z natury jestem estetką, a bluźnię przede wszystkim w żartach, raczej mnie to zniechęca. Zniesmaczenie to zbyt duże słowo, ale czuję się trochę zmieszana, gdy słyszę kwieciste wypowiedzi ludzi na ulicach, ich rozmowy przez telefon, czy na przystankach. Uszy więdną proszę Państwa!

Na ten moment nic więcej nie przychodzi mi w temacie do głowy, ale może ktoś z Was chciałby podzielić się swoim doświadczeniem?

2 Responses

  1. KChyb

    A propos kolejek na lotniskach. Tak, to jest domena polaków, która nie wiem z czego wynika. Ja sam nie lubię stresu, że nie zdążę na samolot. Ale to jeszcze nie powód, żeby ustawiać się do boardingu, zanim takowy się zacznie – ja po prostu staram się być na lotnisku wcześniej. Pewnie po części wynika to z tego, że przelot samolotem jest nadal pewnego rodzaju „luksusem”, wiele osób leci pierwszy raz, mało kogo stać na drugi bilet w razie spóźnienia. Chyba potwierdza to nawyk Polaków do aplauzu po wylądowaniu samolotu, jakby nie wiadomo jaki cud się wydarzył, pilot mistrz – NIE – to po prostu jego praca, a lądowanie samolotem pasażerskim jest banalnie proste. Nie bijemy braw kierowcy autobusu, że trafił na przystanek.
    Kolejna rzecz – samochody. W Polsce samochód jest sacrum. Dotknij czyjegoś samochodu – spodziewaj się awantury. Spróbuj od kierowcy wyegzekwować swoje prawo do przejścia przez jezdnię (patrz konwencja wiedeńska) – zapomnij. Tu właściciel samochodu jest królem. Rowerzysta to ZŁO. Pominę samą kulturę jazdy, bo to ręce opadają (z moich obserwacji jedynie w Warszawie, Krakowie i w miejscach bardzo turystycznych kierowcy zachowują się w miarę normalnie).
    Trzecia sprawa – Polacy są smutasami i szarakami. Z natury, z wyboru, nie wiem. Uśmiech do obcej osoby na ulicy – zapomnij. Ubierz się ekscentrycznie, bądź w centrum uwagi – bardzo rzadko. Najlepiej wtopić się w tłum i ze smutną miną przemierzać świat.
    Na dziś starczy, mam jeszcze 500 innych rzeczy, które raziły przy każdej wizycie w Polsce, gdy mieszkałem za granicą. Uszy do góry! O UK napisałbym dwa razy tyle, Polska nie jest aż taka zła, przynajmniej pod względem ludzi ;)

    • Magdalena

      Interesujący i wyczerpujący komentarz :) Z większością wniosków się zgadzam, ale w jednym myślę się nie zgodzę… otóż Holendrzy również mają nawyk bicia brawa po lądowaniu samolotu, co drugą połowę holenderskich pasażerów maksymalnie irytuje ;-) Ot taka poprawka;-)

Zostaw Komentarz