Większość z nas postrzega bycie samotnym, jako bardzo negatywne doświadczenie. Panowie pewnie zaraz się zbuntują próbując przekonać samych siebie, że wcale nie chcą być w stałych związkach i tak dalej. Ale mówiąc samotność mam na myśli również przyjaciół i ludzi wokół nas.
Z perspektywy kobiety, osoby emocjonalnej, z artystyczną duszą, wiecznie poszukującej czegoś nowego w życiu muszę przyznać, iż ludzie są mi potrzebni. W chwilach obniżonego nastroju, w gorszych cyklach wielokrotnie usuwałam się z życia towarzyskiego, ale była to świadoma decyzja. Zupełnie inaczej ma się sytuacja, gdy człowiek nie ma do końca wyboru i samotność to zastana rzeczywistość.
W moim przypadku poznałam to uczucie dogłębnie w momencie opuszczenia mojego rodzinnego kraju. Bardzo ciężko mi to wytłumaczyć, ale po prostu przeceniłam swoje możliwości adaptacyjne. Jestem także niezwykle zaskoczona faktem, że wcale nie jestem człowiekiem tak otwartym, jak mi się zdawało.
Żyjąc w innym kraju doświadczamy kompletnie innej kultury i zasad społecznych. Jadąc do kraju Zachodniej Europy przeżyłam kulturowy szok, a był on tym bardziej wzmożony, że na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że różnic pomiędzy Polską, a Holandią jest niewiele. Jakże się myliłam. Nie chcę w tym poście próbować oceniać tutejszego społeczeństwa, natomiast jasny przekaz jest taki, że ludzie są po prostu INNI. Te spore różnice bardzo mną wstrząsnęły i właściwie mogę otwarcie powiedzieć, że często czuję się tutaj samotna. Przez pierwsze miesiące tej samotności przeżywałam bardzo silne negatywne emocje na zmianę z apatią i rezygnacją, coś jednak we mnie w pewnym momencie drgnęło…
Z upływem czasu zaczęłam poszukiwać ludzi oraz substytutów życia towarzyskiego, nad którym pracuję, ale nie idzie to tak szybko i sprawnie jak w Polsce. Zaczęłam skupiać się bardziej na swoich zainteresowaniach i pasjach, na które w ostatnich latach nie miałam czasu. Zdałam sobie sprawę ile czynności sprawia mi niesamowitą przyjemność – jak mogłam zapomnieć o mojej ukochanej muzyce, filmach i książkach? Dlaczego tak długo nie robiłam zdjęć? Dlaczego przestałam pisać? Czemu tak rzadko poświęcałam czas na śpiewanie? W końcu czas też zapisać się na basen, zrobić listę menu na każdy tydzień, poduczyć się Photoshopa, zgłębić wiedzę na temat historii i polityki. Mam czas, aby dostrzegać każdy detal w nowym mieście, pójść na kolejny foto-spacer.
Moja holenderska samotność przerodziła się także w głębszy dialog z moim wnętrzem. Smutek, który czułam od długiego czasu stał się nieznośny i w końcu postanowiłam zacząć z nim walczyć. Zaczęłam wsłuchiwać się w siebie. Ten wyjazd, przebywanie poza naturalnym środowiskiem uzmysłowiły mi tak wiele rzeczy o sobie samej, których nie byłam świadoma albo, które widziałam gdzieś na horyzoncie, ale nigdy wyraźnie i z pełnym zrozumieniem. Wyciągam z tego doświadczenia szalenie istotną dla mnie lekcję. Lekcję siebie samej. Moich potrzeb, marzeń, granic i reakcji. Po burzy zawsze wychodzi słońce. Każda zmiana i decyzja, którą podejmujemy to utrata czegoś, ale także zyski. Ja nauczyłam się, że nawet w niekorzystnej sytuacji można odnaleźć szczęśliwe zakończenie. Zmiana uczy nas elastyczności i umiejętności przetrwania. Przechodzimy wtedy mimowolną metamorfozę, co pozwala nam poznać nas samych znacznie lepiej, a to z kolei pierwszy krok do sukcesu i szczęścia! Nie bójmy się samotności i wykorzystajmy ją, aby zgłębić nasze własne ja, a wszystko to w szczytnym celu. Kiedy my jesteśmy szczęśliwi, możemy też dawać szczęście innym.
Gohó
Przekleństwem samotności jest to, że znaczy tyle ile chce się z niej wyciągnąć. Można czerpać odtrącenie od innych ludzi, przymusową izolację, przesłanie, że ludzie to syf, bo inteligentny człowiek nie może mieć u nich miejsca. Można też podejść do niej jak do czasu na rozmyślanie, pobycia sam na sam z własnym sobą, okazji, do zmierzenia się z własnymi lękami, zbadania najgłębszych czeluści własnej osobowości. Do zrozumienia siebie oraz świata, do takiej drobnej chwili egoizmu samemu dla siebie. Myślę, że samotność jest smutna, gdy nie oznacza przebywania w towarzystwie własnej osoby, ale braku miłości ze strony świata i swojego bezpiecznego miejsca. Brakuje słów w języku polskim. Pozdr,
Magdalena
Dziękuję za komentarz :) „Przekleństwem samotności jest to, że znaczy tyle ile chce się z niej wyciągnąć.” – z jednej strony jest przekleństwem, z drugiej zaś może właśnie to błogosławieństwo, że możemy zdecydować, co chcemy z nią zrobimy? Pisząc ten post przechodziło mi przez głowę wiele myśli, m.in. to, iż rzeczywiście tak jest, że to, co nas dotyka w ogromnej mierze zależy od nas samych i naszego podejścia. Ja na początku cierpiałam, „obraziłam się” na Holendrów, negowałam pozytywne aspekty. Teraz podchodzę do tego ze spokojem i po prostu akceptacją. Wydaje mi się, że to ogromna siła – zaakceptować pewne rzeczy na które nie mamy wpływu. I z dużą pokorą się tej akceptacji (i cierpliwości;p) uczę. Pozdrawiam :-)
Karola
Bardzo cieszę się, że znalazłam twój blog- a przede wszystkim ten post! Maksymalnie podniósł Mnie na duchu, gdyż za kilka dni wyjeżdżam do Holandii a jedyne co mnie przaraża to samotnośc. Mimo że jestem osobą towarzyską i otwarta bariera językowa w postaci holenderskiego ( jak można się nauczyc tego języka) jest nie do zniesienia. Mam nadzieję że wszystko pójdzie dobrze… Pozdrawiam ;)
Magdalena
Hej Karola! Język niderlandzki wcale nie jest taki trudny, jak by się mogło wydawać! Jeżeli znasz angielski to bariera w ogóle zniknie – na pewno nie będziesz miała problemów w porozumieniu się po angielsku! Barierę może stanowić jedynie fakt, że Holendrzy bardzo często nie są zbyt otwarci – trzeba uzbroić się w cierpliwość i krok po kroczku wyrabiać sobie kontakty, znajomości, przyjaźnie… Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło gładko! Pozdrawiam :)
Viola
Pięknie i naprawdę szczerze to ujęłaś i w zupełności sama się z Tobą zgodzę. Mieszkam od 10 lat w UK i wiem co oznacza samotność nawet po latach gdy jestem już mężatką, myśle iż przeszłam już etap euforii, spadku i akceptacji sytuacji. Nawet po latach gdy mam już znajomych i nawiązane pewne przyjaźnie wciąż jeszcze łapie się na tym iż wole zaszyć się w moją, domową pustelnię. To właśnie kwestia mentalności ludzi i naszych oczekiwań wobec nich powoduje iż czasem ciężko nam się przełamać lub zwyczajnie przyzwyczaić. Życzę powodzenia, oswajaj siebie a może właśnie przez powrót do rzeczy dawniej zapomnianych łatwiej będzie Ci przełamać lody i znaleźć życzliwe Tobie osoby. :)
Magdalena
Dziękuję za wspaniałe słowa! :)