Co Wam przychodzi na myśl na słowo „sielanka”? Muszę się przyznać do małego grzeszku, bo generalnie uważam, że Holandia jest dość nudnym krajem. Brak tu spektakularnej przyrody, prawdziwych (lub w większości miejsc jakichkolwiek) gór, a miasta są po prostu do siebie podobne. Z drugiej strony nic lepiej nie oddaje atmosfery i wyglądu tutejszych miast i wsi tak właśnie, jak określenie ich „sielskimi”. Może i jest nudno, ale kurczę, tutaj prawie wszędzie jest ślicznie!
Jednym z typowo sielskich miejsc jest Giethoorn, które odwiedziłam w ubiegły poniedziałek wraz z rodzicielami przybyłymi na wizytę do Holandii. Pomysł zrodził się kompletnie z przypadku – mieszkam na północy kraju, więc do wielu typowych atrakcji jest ode mnie po prostu daleko. Ponieważ wstaliśmy bliżej południa aniżeli ranka, to trzeba było poszukać czegoś w okolicy… Stanęło na Giethoorn, o którym wcześniej gdzieś tam czytałam, ale nie miałam praktycznie co do niego żadnych oczekiwań.
I tak jak to zwykle bywa, wrażenia są o wiele lepsze, gdy właśnie niczego się nie oczekuje! Giethoorn okazało się być jedną z najpiękniejszych niderlandzkich wsi, jakie było mi dane do tej pory zobaczyć. Sielanka wręcz bije po oczach!
Miasteczko Giethoorn jest „położone na wodzie”. Ludzie nazywają je „Małą Wenecją” lub „Wenecją Północy”, chociaż architektonicznie oczywiście ma się nijak do włoskiego miasta. Nie znaczy to jednak, że nie jest piękne! Wioskę można zwiedzać jedynie pieszo, rowerowo lub łodzią. My wynajęliśmy łódkę, co okazało się strzałem w dziesiątkę!
Nie obeszło się bez komentowania Holendrów i ich innej od naszej kultury – „Tak bez kapoków? U nas by dali kamizelki ratunkowe, to wręcz obowiązek!”, „Facet nie podał Ci ręki, żeby pomóc Ci wysiąść z łodzi, u nas by każdego wyciągali” – cóż, Holendrzy są narodem, który się z nikim nie cacka:D Jak to ujął mój tata „Dla pierdół nie ma tutaj miejsca” :D
Wioseczka cała jest bajkowa – ma mnóstwo mostków (według wikipedii 180!), a domy są tutaj naprawdę urokliwe. Wiele z nich ma pokryte strzechą dachy, a wszyscy mieszkańcy mogą się pochwalić przepięknymi ogródkami. Kombinacja uroczej architektury z kanałami, ogrodami, łodziami i wszędobylskimi kaczkami tworzy naprawdę cudny klimat.
Jedyny minus (a jakże! jakiś musi być), to spora liczba turystów. Nie chcę sobie wyobrażać, jak sprawa wygląda w weekend, i jak zakorkowane są kanały i jezioro w okolicy. Podejrzewam też, że mieszkańcy Giethoorn mogą się czuć trochę jak misie panda w zoo, ale z drugiej strony Holendrzy i tak są ekshibicjonistami i mają w zwyczaju żyć jak „na wystawie”.
Czy Was też Giethoorn oczarowało tak, jak mnie?
Damian
Faktycznie wygląda to bardzo sielsko i chyba lepiej trafić tam wtedy, gdy akurat nie trwa oblężenie turystów. Najlepiej byłoby poszwendać się tam zupełnie samemu, żeby na spokojnie nacieszyć się okolicą. ;)
Pozdrawiam,
Damian
Magdalena
No właśnie obawiam się, że o to trudno! Tak czy siak miejsce jest godne polecenia – nawet z turystami ;-)
Również pozdrawiam serdecznie :)
Ania
O rany! Mieszkam tak niedaleko i jeszcze tam nie bylam. Przydatny post, bo dawno nigdzie nie jezdzilam :)
Magdalena
Super! W takim razie polecam wzięcie pod uwagę Giethoorn ;-)
Danka
Aż mi się spodobało, tylko kiedy się wybrać by nie spotkać tłumów a jedynie cieszyć się tą sielanką.
Magdalena
Podejrzewam, że najlepiej poza sezonem, więc może jesienią? Albo wiosną? No i najlepiej w tygodniu :)