Moje przemyślenia na temat życia w Holandii opisuję regularnie na blogu, co pozwala mi na podsumowanie całego tego chaosu wniosków i przekazanie go innym. Każda reakcja powoduje u mnie radość, cieszę się, że mogę się podzielić swoimi spostrzeżeniami z innymi w podobnej sytuacji, albo po prostu z tymi zainteresowanymi… Holandia – tak blisko na mapie, a jednak tak inna w wielu kwestiach od mojego rodzinnego domu. Postanowiłam pokusić się o krok dalej – jak wygląda życie na innym kontynencie?
Marta (27) zgodziła się odpowiedzieć na moje pytania dotyczące mieszkania w Australii. Czy Australia to „Ziemia Obiecana”? Czy też na każdym kroku czyha tam na nas niebezpieczeństwo? Jak bardzo Australijczycy różnią się od Europejczyków? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w poniższym wywiadzie :)
Dlaczego zdecydowałaś się na wyjazd do Australii? Czy było to twoje marzenie, czy też los tak pokierował twoimi ścieżkami, że nadarzyła się okazja i postanowiłaś ją wykorzystać?
Marta: Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy nie myślałam o tak dalekim wyjeździe, aż do lata w 2011 roku. Gościliśmy wtedy w moim rodzinnym domu przyjaciółkę mojej mamy, mieszkającą w Perth (Australia Zachodnia) od 1987 roku. Podczas wspólnej kolacji zaproponowała moim rodzicom rewizytę. Ci, zaskoczeni tak śmiałą propozycją i perspektywą bardzo długiej podróży zaproponowali, żebym ja pojechała ze swoim partnerem. Dokładnie rok później wyruszyliśmy w półroczną podróż po Antypodach i zakochaliśmy się w Australii. Marzenie oraz postanowienie o powrocie do krainy kangurów pojawiły się niedługo po zakończeniu tej wyprawy. Poinformowaliśmy rodzinę i przyjaciół o naszych planach, złożyliśmy aplikację o wizę i po dwóch latach wróciliśmy do naszego wymarzonego raju. Można więc powiedzieć, że nasz pierwszy pobyt w Australii to spontaniczne działanie i zrządzenie losu. Teraz zaś jesteśmy tutaj w efekcie naszej wytrwałości i konsekwencji w dążeniu do spełnienia marzenia.
Od Polski dzielą Cię tysiące kilometrów. Czy nie obawiałaś się wyjechać poza Europę?
Marta: Nie miałam obaw związanych z wyjazdem w nieznany kawałek świata, bo doskonale wiedziałam „w co się pakuję”. Wcześniej już poznałam nieco kulturę i styl życia w Australii, znałam topografię miasta, miałam pojęcie o kosztach utrzymania się i szansach na znalezienie mieszkania i pracy.
Nie przerażała mnie również rozłąka z bliskimi. Współczesna technologia umożliwia utrzymanie bliskich więzi z rodziną i przyjaciółmi, co ułatwia ukojenie tęsknoty. Z perspektywy czasu przyznaję jednak, że rozłąka bardzo mi doskwiera i niewykluczone, że jest to spowodowane tak ogromnym dystansem.
Czego najbardziej Ci brakuje na obczyźnie? Co chętnie byś zabrała ze sobą z Polski?
Marta: Tęsknię za polskimi smakami. Wprawdzie w Sydney jest kilka sklepów z polskimi produktami, w których można dostać kiszone ogórki i kapustę, słodycze, przyprawy, a nawet sprowadzane z Polski wędliny, ale nie udało mi się jeszcze nigdzie dostać chleba i ziemniaków, których smak pamiętam z kuchni u mamy. Tęsknie również za… piwem. Browarnictwo rzemieślnicze jest w kręgach mojego zainteresowania zarówno ze względów hobbystycznych, jak i zawodowych. Brakuje mi bogactwa aromatów i typowej dla polskich piwowarów pomysłowości w kreowaniu nowych produktów.
Żałuję również, że w tym roku przegapię polską wiosnę. Nawet tutaj, w raju, nic jej się nie równa!
Czy miałaś jakiekolwiek trudności adaptacyjne w nowej kulturze?
Marta: Każdego dnia uczę się czegoś nowego. Emigracja przecież wiąże się ze zdobywaniem nowych doświadczeń związanych z nauką języka, kulturą i obyczajami, klimatem, fauną, florą, kuchnią itp. Ja wciąż jestem na etapie wielkiej fascynacji i z łatwością chłonę te wszystkie bodźce.
W jakim gronie ludzi się obracasz w Sydney?
Marta: Jak na ironię najmniejszą część grona moich bliskich znajomych stanowią Australijczycy. W moim bliskim otoczeniu są ludzie pochodzący ze wszystkich kontynentów, w różnym wieku, z różnym wykształceniem i bagażem doświadczeń życiowych. Spotkania z nimi sprawiają mi nie tylko radość, ale też są świetnym źródłem wiedzy o świecie. Co naturalne, najbliższe przyjaźnie zawarłam z moimi rówieśnikami z Polski. To ludzie, którzy przybyli do Australii na takiej samej wizie, jak ja, mamy więc bardzo wiele wspólnych tematów. Wymieniamy się doświadczeniami związanymi z zaadaptowaniem się w nowej kulturze, szukaniem pracy i mieszkania, radzeniem sobie z tęsknotą za domem. Dbamy o siebie nawzajem, pomagamy sobie w różnych sytuacjach, dzielimy smutki i radości. Taka bliskość jest dla mnie szczególnie ważna w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Wspólnie przygotowujemy tradycyjne posiłki i spędzamy ten czas razem.
Co najbardziej Cię zaskoczyło? Czy Australia ma jakieś „dziwactwa”?
Marta: O tak, ma! Na przykład język. Slang australijski wciąż mnie zadziwia. Urzędowym językiem jest angielski, ale Australijczycy uwielbiają słowotwórstwo i mają manię skracania wyrazów. Gdy dołączą do tego typowy dla nich akcent, słuchacz z zagranicy może mieć nie lada kłopot ze zrozumieniem. Jako przykład mogę podać definicję słowa „arvo”, często pojawiającego się nawet w serwisach informacyjnych.
Co podoba Ci się w Australijczykach, a co byś w nich zmieniła?
Marta: Uwielbiam ich otwartość i pogodę ducha. W zdecydowanej większości są to ludzie niezwykle życzliwi i troskliwi. Potrafią cieszyć się życiem i nie są skłonni do narzekania. Potrafią znaleźć czas na drobne przyjemności, jak spacer po plaży, lunch w przytulnej kawiarence czy przyjemna pogawędka ze współpasażerem w autobusie. Bardzo podoba mi się również to, że są bardzo zasadniczy jeśli chodzi o przestrzeganie prawa. Nawet za drobne wykroczenia nakładane są wysokie kary pieniężne i należy liczyć się z nieuchronnością kary. Wszelkie próby „dogadania się” z policją drogową w razie przekroczenia prędkości są zbyteczne, niewypłacalny pracodawca musi liczyć się z szybkim bankructwem. To daje mi poczucie tego, że prawo mnie chroni. Dodatkowo ludzie nie boją się reagować i pomagać, nie utożsamiają złożenia na kogoś skargi na policję czy do odpowiednich urzędów jako donos – to według nich postawa obywatelska.
Mówi się, że Australijczycy nie są skłonni do wymyślania skomplikowanych rozwiązań. Ma to swoje dobre strony, ale dla Europejczyków może być zaskakujące. Jako przykład mogę podać organizację sygnalizacji świetlnej i parkingów w Sydney. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby mocniej popracować nad ich rozplanowaniem korki w mieście zmniejszyłyby się o połowę.
Czy w Australii spotkałaś jakieś stereotypy na temat Polaków? Jak się do nich odniesiesz?
Marta: Jak dotąd spotkałam się z bardzo pozytywnymi opiniami na temat Polaków. Jesteśmy tu kojarzeni z falami emigracyjnymi z czasów II Wojny Światowej i zmian ustrojowych w latach ’80, jako ludzie potrafiący się odwdzięczyć za schronienie ciężką i uczciwą pracą. W dzisiejszych czasach nie jesteśmy tu chyba na tyle zauważani, żeby powstawały na nasz temat stereotypy.
Jakie są podstawowe różnice pomiędzy Australią, a Polską z twojej perspektywy?
Marta: Polska jest krajem monokulturowym. 97% społeczeństwa to jeden naród, z jedną historią, posługujący się tym samym językiem i w większości wyznający tą samą religię. Co czwarty mieszkaniec Australii urodził się za granicą tego kraju. Ta podstawowa różnica determinuje wiele innych. Można tu usłyszeć wszystkie języki świata, w jednym mieście posmakować miliona gatunków kuchni, zwiedzić świątynie wyznawców wszystkich religii, a w stylu ubierania się czy architekturze widoczne są różne wpływy. Ta multikulturowość przekłada się również na to, że Australia to kraj bardzo tolerancyjny. Prawo i obyczaje mocno negują wszelkie przejawy rasizmu i dyskryminacji związanej z pochodzeniem, wyznaniem, płcią czy orientacją seksualną. Wszelka odmienność jest tu po prostu codziennością.
Czy zamierzasz wrócić do Polski? Czy widzisz siebie na zawsze w Australii?
Marta: Na tym etapie życia daleko mi do stabilizacji. Wiem, że właśnie teraz jest czas na zwiedzanie świata i szukanie swojego miejsca. Jeszcze nie wiem, czy zostanę w Australii na zawsze, nie potrafię też zadeklarować swojego powrotu do Polski na stałe. Może los poniesie mnie w jeszcze inne miejsce na ziemi – nie wykluczam tego.
Czy jesteś patriotką?
Marta: Mam pewne wątpliwości, co do tego, że można nazwać patriotą kogoś, kto opuszcza ojczyznę i decyduje się zamieszkać w innym kraju z powodów ekonomicznych, kulturowych i klimatycznych. Nie zapominam jednak o Polsce, jestem dumna ze swojego pochodzenia i chętnie podejmuję w rozmowach ten temat. Uważam, że nie wolno nam zaniedbać przekazywania kolejnym pokoleniom wiedzy dotyczącej historii i bieżącej sytuacji oraz języka. Za swój obowiązek uważam również branie udziału w wyborach, co jest możliwe dzięki komisjom wyborczym powołanym w konsulatach.
Co powiedziałabyś osobom, które wybierają się do Australii?
Marta: Ostrzegłabym przed wierzeniem w stereotypy dotyczące mnogości zwierząt, które na każdym kroku gotowe są zabić człowieka. Owszem, duże owady, krokodyle, rekiny, psy dingo i inne „potwory” stwarzają pewne zagrożenie, ale mogę zapewnić, że spotkania z nimi nie muszą skończyć się tragicznie. Trzeba nauczyć się unikania spotkań z nimi i wiedzieć jak zachować się w sytuacji, gdy już do takiej konfrontacji dojdzie. Dużo większym zagrożeniem jest wysoka zachorowalność na raka skóry spowodowana ubytkami w warstwie ozonowej na tej szerokości geograficznej. Doradzam więc uzbrojenie się w kremy z wysokim filtrem UV.
Dziękuję Marcie za czas poświęcony na udzielenie mi wywiadu, za zdjęcia użyczone specjalnie do artykułu oraz wszelkie inne cenne informacje i ciepły kontakt:) Mam nadzieję, że w przyszłości mi również uda się odwiedzić Australię :)
Staszek
Pozdrawiam Marte i jej „partnera”;) Sydney car wash rules;)
Magdalena
Co na to Marta i jej partner?:)